Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jacgol z miasteczka Poznań. Mam przejechane 20647.56 kilometrów w tym 5483.64 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.74 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 29462 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jacgol.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:4480.78 km (w terenie 2671.00 km; 59.61%)
Czas w ruchu:236:22
Średnia prędkość:18.96 km/h
Maksymalna prędkość:75.80 km/h
Suma podjazdów:15790 m
Maks. tętno maksymalne:202 (108 %)
Maks. tętno średnie:190 (101 %)
Suma kalorii:131588 kcal
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:72.27 km i 3h 48m
Więcej statystyk
  • DST 46.60km
  • Teren 42.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 22.73km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 188 ( 97%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 1345kcal
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska na rowery

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 1

w zasadzie to nie miałem specjalnie ochoty na rower ale Zbyszek namówił mnie na pokręcenie w towarzystwie wtorkowych śmiałków. Pomyślałem że będzie mały rozjazd po Hermanowie ale momentami było całkiem mocno...

Przejazd Malta-Gruszczyn-Dziewicz Góra (2-3 pętelki) i powrót.

Na Dziewiczej napotkany KeenJow trenował przed następnym maratonem ..;)


Hz - 19% 0:21
Fz - 39% 0:42
Pz - 38% 3:42


Kategoria W towarzystwie


  • DST 74.80km
  • Teren 65.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 22.33km/h
  • VMAX 49.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 192 (100%)
  • HRavg 165 ( 85%)
  • Kalorie 2935kcal
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Hermanów '11

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 3

#10

drugą edycję tego maratonu chciałem przejechać w wersji Mega, żeby porównać się do zeszłego sezonu ale wszyscy Emedowcy wybrali Giga;;) Tak długo zwlekałem z decyzją, że nie zdążyłem się zapisać przez internet co przypłaciłem sporym oczekiwaniem przed startem ale wybrałem moje pierwsze GIGA...

Na miejsce zajechaliśmy o 9-tej z Konradem i od razu udaliśmy się po numerki - po drodze spotkanie z ostatnio teamowym fotografem JPbike'iem, - a tu kolejka na pół kilometra... pytałem czy trzeba stać jeżeli już się opłaciło wpisowe i usłyszałem że tak, no to odstaliśmy dobrą godzinę... okazało się że niepotrzebnie ;) chociaż porozmawialiśmy z Maksem i Zbyszkiem.
Start przesunięty na 11-tą ale i tak wiele czasu nie pozostaje, szybko przygotować rowerki i delikatna rozgrzewka, ja jeszcze muszę trochę podregulować przerzutkę, odcedzić kartofelki i ... dojeżdżamy do folwarku a sektory pełne :)
Zaczynam odprzodu żeby ustawić się na giga, choćby na końcu ale zawsze przed maruderami z mega, a tu wszystko wypchane że aż szwy pękają. Widziałem Wojtka ale nie było szans do niego się dostać, to pokręciłem się troszeczkę koło barierek i ustawiłem się za dmuchaną bramą, tak na wysokości drugiej linii .... fakt, start miałem z czołówką ale już na asfalcie peleton pruł się jak stare gacie. Myślałem, że jak wokół domu 4 dychy wyciągnę to na maratonie będę pierwszy, a tu klops.
No, ale jestem przecież sporo na przodzie to daje ile mogę...

Jako pierwszy z Emedu Rodman mnie gdzieś w lesie dochodzi i delikatniutko wyprzedza, ja się staram ale wskazówka na pulsaku niebezpiecznie się wykrzywia a i powietrze jakieś rzadkie ;) drugi Josip i zaraz za nim Klosiu, motywuje mnie do pościgu za Wojtasem ale ja szybciej nie mogę... i jeszcze Paweł mnie dziabnął gdzieś dalej.

Jadę, pociskam ile fabryka, ale ten piach !! przez góry jakoś o nim zapomniałem, raczej jestem wyprzedzany, a na pierwszej pętli to może z 5-ci tylko cyknąłem (do tego pewnie megowców...). Już zapomniałem jakie tam są zjazdy i podjazdy, jest co pociskać, no i słoneczko nieźle przypieka a i wiaterek na otwartym też daje o sobie znać.. Mimo, że camela naładowałem do pełna to na pierwszym bufecie łapie kubek ISO (z cudzego lepiej smakuje) ale tak nieszczęśliwie, że połowa wylewa mi się na rękę i przez kolejną godzinę klei mi się do kierownicy...na drugim już ręki nie wystawiłem. Pociskam tak trochę samotnie a tu po lewej na drzewie znak z dwoma (czy trzema) wykrzyknikami !! delikatny zjazd w szpalerze krzaczorów, po co te wykrzykniki ?? myślę, ostro dokręcam, kolo 4-ech dyszek na budziku, walę środkiem bo po bokach bruzdy, dochodzę dwóch przede mną a tu środek się kończy, tych dwóch się wywala, ja po hamplach, ominąłem, a 10 metrów dalej nie udało mi się wydostać z koleiny i gleba... to już trzeci maraton z rzędu gdzie poziom łapie... ale szybko się uwijam i jadę dalej... Trochę ochota już mi odeszła na ściganie, wszyscy mnie biorą a ja nie mogę złapać pociągu, bo za szybkie... Pod górkę przy wieży telewizyjnej - w zeszłym roku nie wyobrażałem sobie że można podjechać - teraz młynek, tył 32 i hop do góry tempem jaki mnie górskie maratony nauczyły. Nie powiem że to pikuś ale tym razem na mnie wielkiego wrażenia nie zrobiła, chociaż przynajmniej połowa rowerzystów podprowadzała.

Dalej już jadę z kilkoma młodzieńcami i myślę, że może nie zmieszczę się w limicie 2h na Giga i spokojnie pojadę na metę, a tu klops !! rozjazd mega/giga na 1h53', ja skręcam w prawo a pozostali cisną prosto... na asfalcie obracam się jeszcze kilka razy a tam nikogo za mną, myślę, no to będę ostatni na giga...
Na bufecie łapię kubek "wody" i przepycham korbę pod tą niewinną górkę, ale ciężko idzie. Tam mnie JPbike wyhaczył jak żelika wcinam, co bym chociaż do mety dociągnął. Druga pętla w 3/4 upłynęła mi w samotności, no może poza kilkoma megowcami - nawet im współczułem, już chyba nigdy nie pojadą w maratonie....
Stwierdziłem, że drugim razem to już sobie podaruję tą górkę przy wieży, ale jakoś jak już tam się znalazłem to biegi przerzuciłem i podjechałem, wprawdzie na górze osiągnąłem tętno max. ale nie musiałem z roweru schodzić.
Na ostatnim bufecie się zatrzymałem i kulturalnie ISO wypiłem...

Dopiero pod koniec pętli coś się ruszyło jak w oddali zobaczyłem rowerzystów do których dystans nie specjalnie się zmieniał - gigowcy - i wtedy na nowo obudził się we mnie duch walki... wciągnąłem żela finiszera i dalej... Na 300 metrów ich miałem na początku wałów powodziowych, ale te dołki wkurzały mnie niesamowicie, rower trząsł się jak króli podczas kopulacji a ja razem z nim... przypomniałem sobie jak w zeszłym roku na sztywniaku mało nadgarstki mi tam nie odleciały. Doszedłem ich dopiero na szutrze, złapałem chwile dech na kole i popędziłem do przodu, ale oni nie jechali pierwszy raz maratonu i wiedzieli co należy robić.
Po skręcie w pola, gdzie więcej było dziur od końskich kopyt niż kęp trawy, dwóch na dobre odpadło a jeden został, który na samej końcówce mnie wyruch..ł. Co prawda wjechałem mu na kole, ale ze stratą 20 sekund, pewnie za moje super miejsce startowe...

Generalnie jestem zadowolony, że przejechałem całość w niezłym tempie, który jednak jak na giga jest mizerne. Zdecydowanie gigowcy to inna kategoria, i jeszcze nie moja...giga to nie mój dystans, bynajmniej nie w tym sezonie.
Widać że po pagórkach dam radę ale kopyta i wytrzymałości na taki dystans jeszcze nie mam...
gdybym pojechał mega tym tempem to byłbym 72-73

Teamowo zajęliśmy 4-te miejsce, szkoda tego medalu, mogłem stać na podium ...


/made by JPbike/




Początek drugiej pętli Giga /made by JPbike/




Chłopaki się bawią a ja jeszcze pociskam na trasie... Made by JPbike



Dzięki chłopaki za świetną zabawę i towarzystwo !!
na Tomboli tradycyjnie kicha...


Wyniki GIGA (78)
czas : 3:20:28
open 47/60 (sporo się nie zmieściło w limicie 2h)
M3 17/22

Hz - 0% 0:0
Fz - 9% 0:19
Pz - 90% 3:01




  • DST 62.50km
  • Teren 57.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.15km/h
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Powerade Głuszyca 2011

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 0

#9




  • DST 136.55km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 27.04km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 182 ( 94%)
  • HRavg 141 ( 73%)
  • Kalorie 3677kcal
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poznań - Obrzycko

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 2

weekendowa wyprawa w towarzystwie : josipa, Marc'a, Wojtka oraz Zbyszka

trasa wcześniej wytyczona i przygotowana przez naszego inicjatora - josipa.
Do Starczanowa tempem rozgrzewkowym z chwilami mocniejszych depnięć gdzie dołącza do nas Zbyszek i zaczynamy mocniej kręcić. Nasz koń pociągowy - josip - narzuca niezłe tempo, dajemy mocne zmiany ze Zbychem, chociaż za Obornikami ten ostatni już się nie wychylał, Marc i Wojtek raczej nie są chętni do przejęcia pałeczki lidera... W Kiszewie popas a kolejny postój w Zamku pod Obrzyckiem.

postój w Kiszewie

made by Marc

zamek pod Obrzyckiem

made by Marc

Powrót początkowo spokojniejszy, od Szamotuł już nie wychodzę na prowadzenie, cały ciężar naszych rowerów bierze na siebie josip czym po raz kolejny udowadnia swój maratonowy rodowód. Na dojeździe do Rokietnicy już zdecydowanie czuję brak mocy (trzymam ogon) gdzie wybudza się Marc z Wojtkiem i zaczynają ciągnąć... W Kiekrzu jednak nas opuszczają i walimy przez Rusałkę we trójkę...

Towarzystwo dopisało, pogoda dopisała, Fajny wypad !
w całej wycieczce raczej rzadko 3 schodziła z budzika...
(najdłuższy kawałek w tym roku...)




Hz - 27% 1:26
Fz - 46% 2:26
Pz - 24% 1:17




  • DST 41.40km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 14.87km/h
  • VMAX 74.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 2250kcal
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przełęcz Karkonoska...

Poniedziałek, 13 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 1

... ZDOBYTA !!

rozjazdowo, ale jest to morderczy podjazd...
na szczyt docieram za klosiem i o koło przed josipem...

na zjeździe wykręciłem moją Vmax na rowerze, tarcze dostały koloru...


Zbyszek fotograf

w drodze na szczyt

photo by Marc

na szczycie


chciałoby się dalej pognać ...


Traska




  • DST 57.10km
  • Teren 49.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 13.13km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 188 ( 97%)
  • HRavg 156 ( 81%)
  • Kalorie 3697kcal
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Powerade Karpacz 2011

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 4

#8

drugi górski maraton i to podobno najtrudniejszy technicznie...

Kwaterunek w licznym gronie Poznańskich bikerów: Zbyszek, Maks, Marc, josip, młodzik, Michał (Stanley) oraz klosiu z Andrzejem gdzieś nieopodal.

W przeddzień pogoda cudna, no może trochę za ciepło ale będzie przynajmniej sucho - jak w Złotym...
O 5-tej rano ktoś w pokoju mówi że leje, patrzymy a tam strugi deszczu, ale dym !!! myśli nawet czy warto stawać na mecie w deszczu, ale jeszcze usiłuję zasnąć.
Koło 9-tej deszcz ustał, później giga ruszyło a nasza liczna grupa Megowców pojawiła się na stadionie. Tam spotkałem jeszcze Radka z Emedu i kilka innych osób. Rozgrzewka i do 3-ego sektora. Strategia jazdy w górach na ten sezon się nie zmieniła tzn. jechać swoje, żeby przejechać i nie mieć odcięcia !!
Startujemy !! Asfalt pod Wang jest całkiem niezłym pomysłem, jest szeroko, dosyć długo, peleton się rozciąga, co mocniejsi walą do przodu, pozostali ich gonią.

W pewnym momencie, od lewej Tomek z josipem do mnie: cześć, wsiadasz do pociągu Emedu ?? ale ja rezygnuję, nie chcę się spalić nim pod pierwszą górkę się dokulam, jadę swoje...
Ze znajomych nikogo nie widzę, napieram rozsądnie ale tętno przez pierwszą godzinę to ciągle koło 180 bpm. Gdzieś po drodze mijam Michała (Stanley), złapał gumę - nawet nie wiem kiedy mnie wyprzedził, trochę się tasujemy z Radkiem.
Z tego co widzę to na podjazdach inni mnie biorą a ja ich łykam na zjazdach - jak wystarczająco miejsca. Na jednym ze zjazdów przede mną prowadzą, a ja z założeniem - prawie wszystko jest do zjechania, jadę. Nagle przednie koło się blokuje między kamieniami a ja uskuteczniam lot nad kierownicą... trochę się poobdzierałem ale raczej cały, szybko wstaję, podnoszę rower i dalej na niego wsiadam, kulam się w dół ale nie mogę się w SPD'y wpiąć. Po 10 metrach znów koziołek.... powtórka z rozrywki, szybko wstaję, dosiadam byka, ten sam problem z SPD'ami i znów OTB.... 3 na jednym zjeździe...statystyka niezła a to dopiero początek trasy.
Dalej zaczyna kropić a później i padać - chociaż nie było gorąco....

Gdzieś dalej na zjeździe Grzegorz Napierała ustępuje mi miejsca, ja jadę i kolejne OTB, ale takie ładne, z długim lotem, bo i prędkość była większa... (to już dzisiaj czwarte..)

Trochę przed Chomontową wielokrotnie tasujemy się z josipem ale na podjeździe odchodzi w siną dal... Ja oczywiście na każdym bufecie nie patrzę na zegarek i pije 3 kubki powera + 1 wody, na ostatnim to nawet pomarańcze podjadłem gdzie GG mówił że już tylko 15km do mety i to z górki - byliśmy akurat u podnóża Chomontowej. Dla tej górki to mam pełen respekt, deptałem najwolniej jak mogłem czyli koło 6km/h, ale rozpraszany przez poprzeczne rynny i padający deszcz wyczekiwałem końca. Miałem wielką ochotę zejść i prowadzić ale wszyscy z przodu jak i z tyłu jechali no to i ja jechałem...Tam zauważyłem pierwszych dublujących nas gigowców.
40-ty km minął a ja już miałem wszystkiego dosyć. O końcówce z zakrętami w tzw. agrafkę już słyszałem, do pierwszego podjeżdżam wolniutko, chop i już po, myślę jak pozostałe też takie będą to je cykne z palcem.. podjeżdżam do drugiego, zakręt ze 170° plus różnica wysokości z metr, no i leżę...przynajmniej miękko było, wstaję i dalej, fotogram krzyczy "uwaga ostry zakręt" no ale było już za późno, rower zatrzymał się na drzewie, na nieopodal, wsiadam a tu łańcuch spadł...fuck!! musiałem na boku się zatrzymać i 2 mnie łyknęło..
Dalej 100 metrowy zjazd po mokrej trawie, jadę na obu hamulcach ale prędkość wzrasta nagle przednie koło się blokuje, puszczam oba hample, rower się prostuje ale pozwalam się wieść gdzie ma ochotę i wjeżdżam w wysoką trawę, później go opanowuję, zatrzymuję się przy ostatnim kamiennym zjeździe i sprowadzam - tak blisko mety nie chciałem ryzykować kolejnego OTB i z niewiadomym skutkiem.
Dalej ciąg dalszy trawiastej łączki i już asfalt, delikatnie pod górkę i w dół na stadion. Doszedłem tych dwóch co mnie cyknęli na agrafkach ale przy wjeździe na stadion jakiś samochód delikatnie zajechał mi drogę, było trochę piachu i musiałem się podeprzeć nogą, później do samej mety mordowałem się z wpięciem w Spd'a prawej nogi...

Na mecie jako trzeci z EMED'u za Wojtkiem i Tomkiem !!!

pierwszy rozjazdowy odcinek na rozciągnięcie peletonu



za Radkiem...


na trasie...




na mecie dwóch pierwszych Megowców EMED'u

Wojtek (josip) i Tomek

maszyna nie zawiodła, pomimo licznych wywrotek...


a tak wyglądałem po dotarciu na metę


Trasa


po mnie dojechali: Radek, Michał, Marc, Maks,...Zbyszek

to już czwarty maraton pod banderą Emed'u i czwarty raz punktuję w klasyfikacji mega !!


Dzięki chłopaki za świetną zabawę i towarzystwo !!

Wyniki MEGA
czas : 4:26:55
open 207/416 (w pierwszej połowie :)
M3 75/160
Punkty: 239,05 (49/M3) sektor 3


Hz - 5% 0:12
Fz - 29% 1:20
Pz - 65% 2:58




  • DST 64.50km
  • Teren 36.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 17.92km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • HRmax 175 ( 91%)
  • HRavg 128 ( 66%)
  • Kalorie 2308kcal
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Borówkowa Góra

Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 1

cosik później wrzucę



Hz - 38%
Fz - 35%
Pz - 11%




  • DST 98.15km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:20
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 63.40km/h
  • HRmax 179 ( 93%)
  • HRavg 123 ( 64%)
  • Kalorie 3043kcal
  • Podjazdy 1360m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rychlebskie ścieżki

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 0

fotoreportaż made by JPbike :)





Hz - 38%
Fz - 31%
Pz - 8%




  • DST 40.60km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 12.49km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 182 ( 94%)
  • HRavg 156 ( 81%)
  • Kalorie 2627kcal
  • Podjazdy 1565m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Powerade Złoty Stok 2011

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 6

mój pierwszy górski maraton....

Na miejsce startu zajechaliśmy liczną grupą znanych mi poznańskich bikerów :)
Trochę rozgrzewki żeby mięśnie nie zesztywniały na pierwszym podjeździe, trochę przebierania bo pogoda zapowiadała się na lepszą niż zapowiadali i już w sektory. Zbyszek i Krzysztof w trzeci a ja zasłużony "drugi". Gość na bramce mówi, że to nie mój i mam iść na koniec ! ja drżącym głosem powtarzam mój numer startowy a on: A jest ! wchodź !!!
No to już zająłem miejsce całkiem blisko taśmy i czekam, jeszcze z 25 minut do startu, sektory zapełniają się, nie będzie jak w Dolsku gdzie po zdjęciu taśm czułem Zbyszka oddech na karku - jest ciasno. Rozglądam się a tu jakoś dziwnie dużo dziewczyn, może to jakiś babski sektor ??
Wybija jedenasta i rura asfaltem delikatnie pod górę, później gruntówka i kamieniołom - tutaj daję jeszcze po garach żeby zająć dogodne miejsce w peletonie, później mostek i początek góreczki zwanej Jawornik Wielki. Coś się blokuje na pierwszym zakręcie ale udaje mi się czmychnąć prawą stroną bez zatrzymywania się. Dalej próbuję kręcić na środkowej ale w końcu spada na młynek, jeszcze ambitnie, do przodu, już nie wyprzedzać ale ciągnąć z tłumem. Tętno 180, a ja jakoś kiepsko się czuję, myślę o tym wykresie co jeszcze przy śniadaniu oglądałem - 8km pod górę... takiego treningu jeszcze nie miałem.
Zrzucam z tyłu na żółwika i tak depcze 7-10km/h, wszyscy mnie biorą, ale jakoś założyłem sobie żeby przejechać, nie ścigać się, nie wypompować na pierwszym podjeździe (są jeszcze 3 kolejne) ale dojechać, i tak mielę, jak jest szeroko to nawet zjeżdżam bardziej na prawo żeby mnie spokojnie wyprzedzali i nie zakłócali mojej wewnętrznej harmonii, tylko ja, rower i ta piep??ona górka ...
Z tyłu słyszę dopingujący głos Zbyszka " dalej, dalej co tak słabo !!" ale na mnie to nie działa, założenie maratonowe to DOJECHAĆ !!, mówi że Krzysztof 500metrów z tyłu, wyprzedza mnie. Po 300 metrach wypłaszczenie, szutrowa rynna a i... Zbyszek krzyczy że laczka złapał (jeszcze nie wie że to nie ostatni:). Grzecznościowo pytam czy wszystko ma i dalej swoje pedałuje. Za Maksem się obracam a tam wąż rowerzystów swoje kręci - nie wypatrzyłem.
Na końcówce już całkiem mi się stromo zrobiło, już z rzadka ktoś nerwowo wyprzedza, raczej wszyscy koło w koło, gęsiego mielą, nie mam ochoty już dalej się wdrapywać, może podprowadzić ??? ale wszyscy jadą !! no to i ja jadę, jedyną nagrodą są wyłaniające się w oddali widoczki górskie... coś plecy zaczynają mnie pobolewać, ale to jest inny ból niż ten "Michałkowy", to od ciągłego pochylenia nad kierownicą żeby przyczepność trzymać, ale rozprostować gnatów nie ma gdzie, ciągle pod górę, i tak myślę sobie że jakbym Mini jechał to tylko dotrwać do końca, później zjazd i już w ciepłym słońcu na mecie oczekiwałbym kolegów :) ale wybrałem inaczej...
Jest i wierzchołek nawet nie wiem jak i gdzie i w dół, przede mną jadą to i ja jadę, zapierdalam na złamanie karku, amor wybiera, klamki pracują, adrenalina osiąga swój punkt wrzenia. Dojeżdżam do pierwszego bufetu, na płaskim nie korzystam ale tutaj nie pogardzę, 3-4 kubki powera i leniwie z powrotem na rower, pierwsza godzinka minęła to czas na żela, wciągam i jadę dalej. Nie zwracałem uwagi kto mnie wyprzedził ale mam to w trąbie, jadę swoje !
Więcej specjalnie nie pamiętam - pewnie ekstaza mnie ogarnęła albo to górskie powietrze - ale przy drugiej górce chyba przyszło mi z buta pociągnąć (chociaż nie takie pewne) później zjazd SUPER !! szutrowa droga gdzie 5 dych się cisnęło a na zakrętach wywalało, gdzie delikatne muśnięcie tarczy kończyło się wypadkiem. Tutaj już widziałem gigowca leżącego w rowie a przy nim ambulans i dwóch ratowników, leżał bez ruchu (na ile mogłem spostrzec w ciągu 2 sekund..) trochę mnie to zmroziło ale na krótko... I jest drugi bufecik, oczywiście korzystam, barek otwarty, nawet zastanawiałem się czy bananka nie zjeść ale ??? nie, wolę moje żelki co godzinkę...
Dalej ruszam a tam polana na 500metrów i łańcuch kolorowych rowerzystów. Mówię do jednego, że właśnie połowa cyknęła (20km) i będzie z górki (oczywiście że żart) a on że teraz Borówkowa !! no, z nim sobie nie pogadam....Gdzieś tam jeszcze Radka z Emedu spotkałem (nie skojarzyłem z Dolska), ale jakoś się rozstaliśmy...
Z całego podjazdu niewiele pamiętam ale tam już fragmentami prowadziłem, później minięcie wieży i w dół, między kamlotami. Z dwa czy trzy razy sprowadzałem, raczej obawiałem się zniszczenia sprzętu niż siebie, ale inni też prowadzili, dalej już nawet kilku wyprzedziłem na korzeniach, później znalazłem równoległą odnogę bardziej równą między drzewami ale na punkt kontrolny musiałem powrócić na szlak.
I kolejny bufet !!!, piję kubek, później wziąłem całą butlę powerka i się delektuję smakiem... na liczniku 28km, ktoś mówi że wg GPS'a pozostało 14km, no ale to jest jeszcze jedna górka, z odcinkiem największej stromizmy - ruszam do celu. Ale to już jest oranie, odcinkami trzeba schodzić bo ktoś zaklinował albo po prostu, bo już wszyscy prowadzą. Na tym odcinku jedzie się już z wiarą o podobnych możliwościach, tutaj brykającego królika już nie widać. Ponownie spotykam się z Radkiem i tak do szczytu jedziemy i pchamy. Nagle skręt w lewo, wypłaszczenie - czyżby to już ?? - 50 metrów i w prawo a tu ściana...no i pchanie, ale jest tak ciężko że najchętniej bym na czworaka wchodził, ale co z rowerem ?! w końcu dobijamy do szczytu i w dół, fantastyczny kawałek szutru, z blatu na 11-tce dokręcam ile wlezie, że aż wszystkich gubię !! nikogo przede mną, nikogo za mną, kontroluję znaki żeby się nie zgubić ale traska wyśmienicie oznaczona, Ooo!! dwa wykrzykniki, a to tylko zakręcik o 140°. Dalej ciągle z górki ale jakoś miękko i prędkość mniejsza, nagle wyłania mi się dwóch gości z przodu no to dociskam jeszcze i dochodzę ich przy kamieniołomie. Jeden już się nie liczy, powyżej 4-dziestki nie dał rady, drugi sypie nadal, próbuje go łyknąć, staje na pedałach ale on nie odpuszcza, nie dam rady, wracam za niego i tak chwilę jadę za nim. Nagle z przodu widzę barierki i wypryskam jak JPbike przed Klosiem w Dolsku i JEST !!!! META !!! na 3 sekundy go objechałem a to już cała długość roweru będzie!!!


pierwsza prosta



na trasie ...


Na miejscu nikogo nie ma, nie wiem czy na piwo poszli czy jeszcze nie dojechali, siadam na krzesełku i kukam kto nadjeżdża. Żona dzwoni (przed kompem siedzi) że tak szybko, miało być 6 goodzin (tak jej powiedziałem) i że Zbychu i Maks ciągle w trasie.... jestem ZADOWOLONY !!


Pierwszy Radek, tylko minutę po mnie, drugi Marek, później Maks, Zbyszek dalej GIGA czarny koń wyprawy młodzik, dalej Jarek, JPbike, klosiu i nasz prezes Rodman (na dziarskim specu).

Góralem się chyba nie urodziłem ale strategia na ten górski sezon to jechać swoje, oczywiście próbować mocniej ale nie przypalić na przypadkowym pagórku.


W tomboli tradycyjnie nic nie wygrałem. Za to Zbyszek okulary (dwa dni później świat mu przysłonią) i Jarek szczotkę do bika pucowania.

Na koniec dodam, że ten kto ochrzcił zjazd z Dziewiczej "kilerem" w górach rowerem nie jechał !!

Dzięki chłopaki za świetną zabawę i towarzystwo !!

Wyniki MEGA
czas : 3:15:01
open 332/553 (w drugiej połowie ,-
M3 124/200
Punkty: 244 (30/M3) sektor 3


Hz - 8%
Fz - 24%
Pz - 68%




  • DST 63.04km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 28.44km/h
  • VMAX 50.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 177 ( 92%)
  • HRavg 158 ( 82%)
  • Kalorie 1875kcal
  • Podjazdy 371m
  • Sprzęt Rockrider 8XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Powerade Dolsk 2011

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 16.04.2011 | Komentarze 8

chociaż MTB to nie zawsze prawda....

Dojechałem na dziesiątą, przebierka, rozgrzewka i już w sektory. Ja w 3 razem z Michałem (ze Stanleya) a Zbyszek w 4... chociaż jak już zdjęli taśmy oddzielające to Zbyszek był za mną na 3 długości rowera - mój pierwszy zdobyty sektor...
Strategia jak zawsze, na początku do przodu żeby się pomiędzy tych lepszych wepchnąć a później już starać się utrzymać - mówili że w Dolsku pociąg to jedyna siła napędowa - i tak też rozpocząłem, Zbyszka nie widziałem...
Na długim pierwszym asfaltowym podjeździe Czarną Mambę wyprzedziłem a później już zaczęło telepać na dziurawych ścieżkach gdzie poniżej 25km/h nie schodziło.
Gdzieś tam Michał mnie wyprzedził, później go doszedłem ale i tak mi uciekł..
Powiedziałbym "ostro było" szczególnie z prędkością, a tłocznie jak to na Mega. Później długi kawałek asfaltem gdzie moją Vmax osiągnąłem, najpierw trochę na kole pojeździłem później dałem dość długą zmianę "żeby nie było że się opierdalam w peletonie" a tu asfaltu koniec i w lewo w piach - a ja już zdążyłem się wypompować, a piach chyba nawet momentami gorszy niż w Murowanej.
Na tym maratonie normą była ciągła walka z peletonem, jak za wolny to na czub i idendywidualka do tego z przodu - ale przy takich prędkościach łatwo nie było - jak za szybki to się rwał jak przechodzone gacie. Dość długo trzymałem się w peletonie gdzie jechał Ryszard od Rybczyńskich ale mi uciekli.... Od ostatniego wodopoju to już samotna szarża, z przodu za daleko żeby dojść a z tyłu nikogo nie widać...
Wymęczyłem się jak zwykle, chociaż bez agonii i z miłym zaskoczeniem ilości km'ów, wygląda na to że w tym roku GG nieźle sobie licznik wyregulował.

Chociaż z czasem to chyba jakiś przekręt jest, na moim liczniku pokazało 2h16 a oficjalnie 2h12.... ale średnia wymiata !!

Na mecie już nasi teamowi liderzy giga: klosiu, JPbike, Rodman, później Zbyszek, młodzik i Maks.

dzięki chłopaki za spotkanie i pogaduchy !!!

(na tomboli nic nie wygrałem..;)

Wyniki MEGA
czas : 2:12:47 (celowałem w 2,5h)
open 127/263 w pierwszej połowie !!!
M3 37/92
Punkty: 420.15 w Złotym Stoku sektor 2!!


Hz - 3% 3'53"
Fz - 23% 30'55"
Pz - 74% 1h41'32"